Facebook Pixel

Ulubione oferty

"CV niepowodzeń" podbija Internet. Czy słusznie?

Studia, na które go nie przyjęto. Nagrody, którymi nigdy nie został wyróżniony. Konkursy, które przegrał. Granty naukowe, które nie zostały mu przyznane. W dobie kultury sukcesu tak silne odwrócenie schematu spotkało się z zaskoczeniem, ale i... bardzo pozytywnym odbiorem.

 Autor CV przyznaje otwarcie, że eksperyment ten zrobił, aby pokazać, że niepowodzenia to stały element naszych karier. "Większość z tego, czego się podejmuje, kończy się porażką. Ale te niepowodzenia bardzo często są niewidoczne, podczas gdy sukcesy widać wyraźnie" - pisze we wstępie do swojego dokumentu Haushofer. 

Czy warto stworzyć sobie własne "CV niepowodzeń"? A może dobrym pomysłem będzie poszukiwanie z jego pomocą pracy? Komentuje Urszula Dębniak, psycholog i Senior Consultant Antal. 

Dlaczego ludzie z całego świata tak bardzo zainteresowali się życiorysem niepowodzeń?

To kwestia niestandardowości i pewnej niezgodności z ogólnie utartymi schematami. W swoim życiorysie każdy z nas stara się pokazać od jak najlepszej strony. Wskazujemy swoje sukcesy, umiejętności, osiągnięcia. Chwalimy się edukacją, ścieżką zawodową, wymieniamy zdobyte certyfikaty i nagrody. A przecież nasze życie zawodowe nie składa się z samych sukcesów. Porażki i niepowodzenia są dla nas cennym źródłem informacji, uczą nas, pozwalają wyciągać wnioski i umacniają. Każdemu z nas powinęła się kiedyś noga, nie udało nam się osiągnąć założonego celu, czy wręcz odnieśliśmy sromotną porażkę. Ważne jest to, jak sobie z tym poradziliśmy i co udało nam się osiągnąć, pomimo napotykanych trudności. W obszarze rekrutacji są to bardzo cenne informacje, które mogą być znaczące w kontekście starania się o konkretną posadę - zwłaszcza pod kątem stanowisk narażonych na duży stres i odpowiedzialność, czy pozycji związanych z zarządzaniem zespołem.

Jak posługiwanie się życiorysem niepowodzeń może wpłynąć na przebieg procesu rekrutacyjnego?

Jedną z reguł wpływu społecznego opisaną przez Cialdiniego - regułę lubienia i sympatii - zakładającą, że chętniej spełnimy prośbę osoby, którą lubimy, możemy odnieść także do pierwszego wrażenia, jakie wywieramy. Zazwyczaj większą sympatią darzymy tych, którzy są do nas podobni (nie tylko fizycznie, ale też np. w kwestii poglądów, sposobu mówienia, a także przeżyć). Można się zatem pokusić o wniosek, że osoba prowadząca rekrutację spojrzy bardziej przychylnym okiem na kogoś, kto – podobnie, jak on sam – ma na koncie nie tylko sukcesy, ale też niepowodzenia. Gdy na spotkanie przychodzi osoba z życiorysem, który daje realny obraz jej ścieżki zawodowej, dochodzimy do wniosku, że jest to osoba podobna do nas, która tak, jak my napotykała przeszkody na swojej drodze, a dodatkowo nie boi się do tego przyznać. Oczywiście każdy menedżer chciałby zatrudniać najlepszych i jak najbardziej należy się swoimi sukcesami chwalić, nie zapominajmy jednak o tym, co się nam nie udało, ponieważ w pewien sposób czyni nas to bardziej ludzkimi. I to nie tylko w oczach wymagających rekruterów. Jesteśmy łaskawsi sami dla siebie, gdy wiemy, że nie tylko my popełniamy błędy. Z drugiej strony broni nas to przed nadużywaniem atrybucji zewnętrznej w ocenie swoich porażek, a co za tym idzie pozwala wyciągać wnioski i unikać powtarzalnych błędów.

Czy w swojej karierze headhuntera zdarzyło Ci się, aby kandydat zaaplikował używając takiego dokumentu?

Nie spotkałam się jeszcze z życiorysem, który traktowałby o porażkach danego kandydata. Ba, zdarza się, że w CV nie jest jasno określone, że kandydat przerwał studia przed ich ukończeniem lub pracował na ćwierć etatu, podczas gdy w życiorysie dana pozycja wygląda na regularne, pełnoetatowe zatrudnienie. Kandydaci nie lubią przyznawać się do niepowodzeń. Jeśli kiedyś otrzymam „CV porażek” bez wątpienia zainteresuje mnie jego autor lub autorka i to, czy niekonwencjonalną formę aplikacji poprzedziła głęboka autorefleksja. To ważne, żeby oprócz umiejętności odejścia od sztampowego wzoru CV wiedzieć, co spotkało nas po drodze do miejsca, w którym się teraz znajdujemy.

Przeczytaj więcej o "CV of failures" na Washington Post

 

Masz pytania? Skontaktuj się z autorem:

Powiązane usługi